懐石料理
Kaiseki to japońskie haute cuisine. To wyśmienita kolacja składająca się z wielu dań podawanych w małych porcjach. Nie tylko smak, ale i zapach, konsystencja składników oraz sposób podania są przemyślane tak, by całość oddawała charakter panującej pory roku. Tradycyjne kaiseki zaczyna się zawsze od "sakizuke", czegoś w rodzaju małej przystawki. Nam zaserwowano sezamowe tofu z kiszonym kwiatem wiśni zanurzone w przepysznym dashi z tuńczyka.
Następnie podano "hassun". To danie ma na celu zaakcentowanie panującej pory roku. Gotowana krewetka, plaster wołowiny, sałatka z wodorostów i puree ze słodkiego ziemniaka. Całość ozdobiona gałązką z kwiatami śliwy, która właśnie kwitnie o tej porze roku. Wszystko efektownie podane w szklanej butelce.Dalej było jeszcze lepiej. "Futamono", w dosłownym tłumaczeniu "naczynie z pokrywką". Dla nas przygotowano bardzo delikatny wywar z warzyw. Kombinacja składników (grzyb shiitake, biała rzodkiew, ziarenka soi, owoce kolcowoju pospolitego i żeń-szeń) nie przypadkowa. Całość miała ponoć leczniczy charakter.
Po rozgrzewającym wywarze podano "mukozuke". W kaiseki jest to zawsze sashimi z najlepszych w danym sezonie ryb. Nam podano sashimi z tuńczyka, jeżowca i serioli. Sposób podania zapierający dech, a smak pierwsza klasa.
Następnie "yakimono", dosłownie "coś upieczonego". U nas to "coś" to była pyszna ryba, której polskiej nazwy niestety nie udało mi się znaleźć. Po angielsku nazywa się Japanese blue fish.
Po "yakimono" wywar z dashi i białej rzodkwi z tempurą z mochi, morskiego leszcza i małej zielonej papryczki shishito.
Przyszedł czas na kulminacyjny punkt całej kolacji, czyli "meibustu". Jest to danie popisowe miejsca, które serwuje kaiseki. Nam podano najwyższej klasy japońską wołowinę z warzywami. W chwili podania wszystko było surowe, ale po chwili na gorącym kamieniu gotowe do spożycia. Dodatkowo cytrusowy sos ponzu jako dip.
Tuż po tym podano nam "sunomono", czyli marynowane w occie kawałki kraba, ogórka i wodorostów wakame.
W kaiseki nie mogło oczywiście zabraknąć zupy miso. Podano nam gorącą czarkę wypełnioną po brzegi cudnym wywarem z białego miso i kawałków morskiego leszcza, a do tego ryż i kiszone warzywa.
Całość tej wyśmienitej uczty zamykał deser zwany w kaiseki "mizumono". Grejfrutowa galaretka z kawałkami mandarynki, truskawki i granatu.
Pięknie to wszystko wygląda! W ogóle dania chińskie i japońskie wyglądają bajecznie na talerzu...
OdpowiedzUsuńJa marzę o tym, żeby kiedyś spróbować kaiseki z prawdziwego zdarzenia, tzn w Japonii właśnie. Miło popatrzeć!
OdpowiedzUsuńJak to wszystko ładnie wygląda!:-)
OdpowiedzUsuńNiesamowite! Sposoby podania przepiękne, dania pewnie smaczne, a ja od razu pomyślałam: jakieś to wzniosłe rozmowy musiały toczyć się przy takim posiłku! Może recytowano poezję? Może mówiono o przemijaniu? Może wyrażano wdzięczność Bogu? Piękno w rzeczach prostych (jak jedzenie) chyba jeszcze bardziej nastraja do pielęgnacji pięknego ducha niż piękno w rzeczach, które z założenia piękne być muszą...
OdpowiedzUsuńNiezwykłe! Uwielbiam do Ciebie zaglądać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Wspaniała uczta, a sposób podania potraw imponujący! Zastanawia mnie tylko jak wyciąga się jedzenie z butelki :)
OdpowiedzUsuńBlanka pisze:
OdpowiedzUsuńCudowne i imponujące...Bardzo fajnie się czytało i oglądało. Ale też mnie intryguje jak się wyciąga jedzenie z butelki ;-)
Ponieważ mieszkam teraz w Japonii chciałabym spytać się o nazwę tej restauracji :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Ania
Brak mi słów, wszystko cudne, ja chcę takie potrawy u nas, po prostu wszystko jadłam oczami, pycha, dziękuje za ta ucztę:)
OdpowiedzUsuńandzia-35: Kuchnia japońska rzeczywiście prezentuje się bajkowo. I jest bardzo fotogeniczna;) Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńMagdalena: Mam nadzieję, że uda Ci się kiedyś spróbować kaiseki właśnie tu w Japonii. Niezapomniane wrażenia smakowe i wzrokowe. Zdecydowanie polecam!
Majana: To była istna uczta dla oczu i podniebienia.
KUCHARNIA, Anna-Maria: Dziękuję i za komentarz i za zaglądanie na mojego bloga. Bardzo mi miło. Pozdrawiam.
Muscat: Kaiseki skłoniło nas do rozmów o życiu, przemijaniu, trudnych wyborach, ale też o otaczającym nas pięknie. Te wręcz filozoficzne wywody przerywane moim natrętnym fotografowaniem. Pozdrawiam ciepło.
OdpowiedzUsuńBlanka i ziut: Rozwiązanie zagadki z butelką: jeden z boków butelki był ścięty, więc wystarczyło butelkę podnieść do góry, by móc skosztować skrywane w niej pyszności. Pomysł tak mnie zachwycił, że już kombinuję jakby to zrobić w domu. Pozdrawiam.
Ania: Restauracja mieści się w ryokanie Wajoen, w prefekturze Yamanashi. Polecam gorąco nie tylko jedzenie, ale cały pobyt w tym tradycyjnym japońskim hotelu. Pozdrawiam!
natalis: Cała przyjemność po mojej stronie. Pozdrawiam ciepło.
Coś wspaniałego! Ach, jakże musiało być cudnie na tej uczcie:) Tylko uważaj, Karolino, na to kombinowanie z butelką :>
OdpowiedzUsuńAeshna: Było cudnie! A eksperymenty z butelką będę przeprowadzać z najwyższą ostrożnością. Pozdrawiam ciepło!
OdpowiedzUsuńWłaśnie odnalazłem ten wpis - dech zapiera, naprawdę :)
OdpowiedzUsuńOnufry: Dech zapiera i zdecydowanie wzmaga apetyt! Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńGenialne. Zżera mnie zazdrość... :D
OdpowiedzUsuńWspaniale :) Kuchnia japońska zachwyca nie tylko wyglądem, ale również smakiem. Szczególnie ujmująca była ryba- czyżby lufar?
OdpowiedzUsuńNiestety nie znam polskiej nazwy tej ryby. Angielska nazwa to Japanese blue fish. Pozdrawiam serdecznie.
UsuńJaponska ryyba niebieska to ..odpowiednik handlowy ..pysznej
OdpowiedzUsuń#ryby #maślanej
Sprawdzie jest przepyszna i ..blue fish